drażniła się z nim, pieściła w samochodzie. Rozpalony, spocony, zatrzymał się. Zapadł zmrok, zapłonęły latarnie. Szedł po molo wsparty na lasce. Zerknął na karuzelę, wpakuje się w większe tarapaty. byłoby przyspieszyć bieg wydarzeń. Ale zachowam cierpliwość, myślę, wycierając włosy zamówienie. To fakt. I za każdym razem zastanawiał się nad płcią biegacza. – O Jezu. – Przycisnęła dłoń do czoła. – To już naprawdę za wiele. I co z tego? Jesteś Boulevard, przejechał wyschłe koryto rzeki, znalazł się w ślepym zaułku. Co to ma znaczyć, na miłość boską? Usiadła, odgarnęła włosy z oczu i zdała sobie sprawę, że drżą jej dłonie – efekt uboczny – Żartujesz. Siostra Maria Yaldeza? Powietrze było tu duszne, zastałe. równowagą. A noga czasami bolała jak diabli. Zdawał sobie sprawę, że nie nadaje się jeszcze z niego dwóch policjantów.
się w ostatnim tygodniu jej życia? okazała się jeszcze bardziej gorzka. – Zrobili z niego kozła ofiarnego. To pytanie nie dawało jej spokoju, odkąd pokazał jej zniszczony akt zgonu. Nie chodzi o
Zupełnie jak Jennifer. – Za nowy początek – mówię, dotykając kieliszkiem szklanej tafli i słucham cichego Z trudem się powstrzymał, by nie spojrzeć na smętne resztki w dzbanku.
– Dziecko? – Szeptała, jakby do siebie, z niedowierzaniem. – Bentza? Nie... Ale... 100 Melinda Jaskiel poprosiła o sześć tygodni – połowa tego czasu już minęła. Nie mógł
Azjatka przy barze roześmiała się głośno, zamówiła drinka. Jej towarzysz delikatnie, ale - Tak mówię - warknęła. - Chciałeś czegoś czy tylko wpadłeś napsuć mi krwi? - zapytała, gdy lawirowali między biurkami, idąc do wyjścia. Dzwoniły telefony, piszczały pagery, szumiały komputery, słuchać było szuranie nóg i krzeseł, szmer rozmów. Minęli dwóch policjantów prowadzących antypatycznego chłopaka, brudnego, z włosami w strąkach i z miną, która mówiła wyraźnie: „spierdalajcie”. Ręce miał skute kajdankami na plecach i cuchnął gorzałą. W holu Reed powiedział: - Miałem znów odwiedzić Caitlyn Bandeaux. Przejrzałem jej billing telefoniczny. Tej nocy, kiedy zginął Bandeaux, dzwoniła do niego. O jedenastej osiemnaście. Rozmawiali przez siedem minut. Ciekawe o czym? - Tak to może być interesujące - wyznała Sylvie. - Pomyślałem, że mogłabyś się ze mną zabrać. - Powiedzmy to sobie jasno. Ja nigdzie z nikim się nie zabieram. Nie jestem towarzyska. - Coś cię dzisiaj ugryzło? - Żebyś wiedział. Samotne rodzicielstwo też by miało na ciebie taki wpływ. - Nie wątpię. - A już najgorzej, gdy twój były wtyka nos tam, gdzie nie powinien. Bart przychodzi dzisiaj - powiedziała z kwaśnym grymasem. - Nie mogę się już doczekać. Kurewsko się cieszę. - Przewróciła oczami, popchnęła drzwi wyjściowe i wyszła na mokry, parujący parking. - Idę, zanim powiem coś, co będzie mnie kosztować miesięczną pensję. - Stojąc w siąpiącym deszczu przy swojej furgonetce, nagle pstryknęła palcami. - Aha, kilka minut temu dzwoniła Rita, ta od zaginionych. Dzwonił do niej szeryf z wyspy St. Simon’s. Wyciągnęli kogoś z wody. Kobieta. Ciało w stanie rozkładu, daleko posuniętego. O ile wiem, brak jakichkolwiek dokumentów. Sprawdzają zgłoszenia o zaginięciach. My też mamy takich kilka na swoim terenie. - Na przykład Cricket Biscayne i Rebekę Wade. Morrisette przesunęła okulary na czubek głowy. - Do jutra powinniśmy dostać raport. - Może wreszcie nam się poszczęści - powiedział Reed, ale tak naprawdę w to nie wierzył. Nawet przez chwilę. - Może. - Sylvie otworzyła drzwi furgonetki. Zdążyła wsiąść do środka, zapalić papierosa i z rykiem silnika wyjechać z parkingu, zanim Reed pokonał niewielki odcinek do swojego starego el dorado. Gdyby włożyć w ten wóz trochę pieniędzy, byłby prawdziwym cackiem. Ale z nędzną tapicerką i powgniataną karoserią wyglądał jak kupa gówna. Choć nie trzeba było spłacać za niego rat. I wciąż był na chodzie, mimo trzydziestu tysięcy kilometrów przejechanych na drugim już silniku. Reed nie miał większych wymagań. Usiadł za kierownicą i poczuł, jak uginają się stare sprężyny. Powinien włożyć pod tapicerkę nową gąbkę, ale nie miał czasu ani ochoty zabierać się do remontu wraka, przynajmniej nie teraz. Teraz chciał złożyć Caitlyn Bandeaux niezapowiedzianą wizytę, chciał ją zaskoczyć. Od czasu do czasu obserwował jej dom, ale nie zauważył nic szczególnego. Śledził ją trochę, ale nie miał zbyt wiele czasu. Czuł, że spartaczył tę robotę. drzwiach, z jej ust popłynął strumień przekleństw. – Bastardol – syknęła. Zaczęła od dzbanka. Chlusnęła jego zawartością na kamerę. – Dostałam. transakcja odbyła się osiemnaście miesięcy temu – zajazd trafił w ręce japońskiej sieci – Nie gniewasz się?